Foodbook 4/2017

Witajcie,

Dzięki czterem wolnym dniom w pracy, mogłam troszkę nadrobić zaległości. Moja praca magisterska nabrała tempa, dwa rozdziały już są zatwierdzone u promotora. Jeszcze tylko dwa i wolne :)

Jak już skończę studia to będę mogła bardziej skupić się na prowadzeniu swojego małego miejsca w sieci w 100%. Teraz połączenie pracy na etacie, studiów i blogowania, nie jest takie proste, ale staram się jak moge. 

Wiadomo praca i studia są najważniejsze, a blog to tylko moje zajęcie hobbistyczne, które bardzo lubię i któremu chciałabym poświęcić więcej czasu. Sama się dziwię, że  prowadzę go już 1,5 roku i nadal mi się nie znudził. A często było tak, że większość zajęć jakie podejmowałam, były w stanie przetrwały co najwyżej miesiąc.
W związku z wolnymi dniami miałam więcej czasu także na bloga, mam już listę kolejnych postów, część już jest w produkcji. Tak więc będzie co czytać.

A teraz jeśli jesteście ciekawi co wczoraj pochłonął mój brzuch, to zapraszam do zapoznania się z tym postem. 

 Wolny dzień zaczęłam do pysznego i trochę bardziej czasochłonnego śniadania.
 Takie placuszki składały się z jajek, płatek owsianych, otrąb pszennych, kaszy manny, mleka, wiórków kokosowych i proszku do pieczenia. A zjadłam je z kremem orzechowo-czekoladowym i dżemem z dzikiej róży. Placuszki znikły w zastraszającym tempie, bo miałam jednego złodzieja, który mi jej podkradł- widać mu smakowały :)

Później była czas na koktajl w kolorze miętowym.
 Był w nim banan, kiwi, jabłko i jogurt naturalny.

A na obiad zaserwowałam makaron z sosem pomidorowym.

Nie mogłam się zdecydować co zjeść na kolację, czy marchewkę gotowaną czy kanapkę z wędliną. Więc postanowiłam zjeść to i to.


Jak widzicie, nie ma niczego wyszukanego, proste, szybkie i smaczne jedzenie- takie jak lubię.

 A teraz idę coś zjeść, bo od pisania tego posta zrobiłam się jakaś głodna:)

Komentarze